czwartek, 1 marca 2012

Odcinek 11

W poprzednim odcinku: Antonio powiedział Lusesicie, że ją kocha.......

-Antonio...powiedziałeś że mnie kochasz?! Czy ja dobrze usłyszałam?! Czyż moje uszęta dobrze usłyszały? Ach...ach... -powiedziała Lusesita.
-Ach...Lusesito...toż to najprawdziwsza prawda! -wyznał Antonio, przybliżając się coraz bliżej do Lusesity. Słyszał jej przyspieszony oddech, rytmiczne bicie serca. Czuł jej zapach unoszący się dookoła przypominający lekką nutkę cykorii. Antonio zbliżył swoje gorące usta do ust Lusesity. Początkowe delikatne muśnięcie przerodziło się po chwili w namiętny, bezpruderyjny pocałunek. Lusesita czuła że cały świat zaczyna wirować. Czuła że to ON - ten amigo, którego przez tyle lat szukała! Antonio upajał się cudownym zapachem Lusesity, delikatnością jej dłoni, jej ciałem....
Nagle zza krzaków dobiegł ich dziwny szmer.
-To chyba oni! "Zbuntowana Żyleta" i jej pomocnik! Brać ich!!! -krzyczał detektyw Cher Lock-Hole
-Uciekajmy! -krzyknął Antonio. Zaczął się trzymający w napięciu pościg. Antonio i Lusesita biegli ile sił w nogach przez ciemny las. Za nimi podążał detektyw wraz ze swym zausznikiem What Son'em. Uciekinierzy po długim maratonie dobiegli do głównej ulicy, gdzie już nadjeżdżał dyliżans policyjny. 
-Szybko! Do hacjendy Don Rydzykasa! - krzyczała Lusesita i wraz z Antoniem, udając dwie wiewiórki zbierające orzechy na zimę, przebiegli niezauważeni koło policjantów. Biegli długo jako, że Don Rydzykas mieszkał daleko, na wysokiej górze w hacjendzie mającej na dachu dziwne urządzenie podobne do nadajnika. Lusesita i Antonio dobiegli do domu Don Rydzykasa, po czym zapukali głośno do drzwi. Po chwili otworzył im właściciel domu.
-Lusesito...co Ty tu robisz?! -zapytał.
-Ach...Don Rydzykasie.. musisz mi pomóc...oskarżają mnie o zabójstwo, a ja jestem niewinna......błagam pomóż mi...policja mnie ściga...
-Ach Lusesito, jesteś wierną przyjaciółką Kółka Przyjaciół Radia Mam-ryja, dzielnie bronisz rydzów na wiosnę, dziergasz z nami berety, rzucasz co niedziele 2 pesos na składkę, więc jak ja mógłbym Ci odmówić pomocy....Lusesito...
-Ach dziękuje Don Rydzykasie! Wiedziałam, że Ty to jesteś spoko i mi uwierzysz!  -powiedziała Lusesita.
Don Rydzykas jak powiedział tak zrobił. Przez nadajnik umieszczony na dachu swej hacjendy nadał specjalne ogłoszenie uniewinniające Lusesitę. A że Don Rydzykas miał zadziwiające poważanie wśród mieszkańców Saint Pueblo noszących berety dziergane przez Kółko Przyjaciół Radia Mam-ryja, tak też Lusesita mogła bezpiecznie w pełni oczyszczona z zarzutów powrócić do swojego domu.
-Ach Antonio...jak to się wszystko ładnie zakończyło...i teraz już możemy być razem! -powiedziała Lusesita, gdy wracali do hacjendy trzymając się za ręce. Już świtało, a poranek był przepiękny. Zarazem tak romantyczny, jak delikatnie powiewający wiosenną wonią leśnego rykowiska jeleni.
-Ach tak...Lusesito...-wyszeptał Antonio.
Jednak nagle ich spokój został zakłócony. Gdy dotarli do hacjendy, czekała tam na nich....Andrea. Patrzyła szyderczo w stronę Luseity:
-Ty lafiryndo! Co Ty sobie myślisz?! To mój nowy chłopak! Mój narzeczony! Ty...%*&@#! - krzyczała Andrea.
-
%*&@#?! Ty głupia &*@%$, jak Ci *@^#*$ to sobie @^$@&$ do końca życia! - odpowiedziała Lusesita.
-Sama jesteś głupia! Możesz sobie mówić i robić co chcesz! Mi to lata koło buta, bo i tak jednego faktu nie zmienisz! Takiego, że ja jestem w ciąży...z Antoniem! 
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz